sobota, 28 maja 2011

List do Tomasza Lisa


Szanowny Panie Tomaszu

W nawiązaniu do pańskich wypowiedzi dla TOK FM na temat relacji polsko-amerykańskich oraz światowego terroryzmu, śmiem stwierdzić, iż Pańskie teorie są całkowicie bezzasadne i ukazują totalny brak wiedzy o komentowanych przez Pana wydarzeniach i procesach. Choć nie mogę się pochwalić dorobkiem dziennikarskim, czy sławą, taką jak Pan (mimo, że uczyliśmy się w tym samym liceum), to jednak staram się jak najwięcej czytać i nie sugerować opiniami tzw. autorytetów, lecz sam próbuję analizować fakty. W moim liście przedstawię Panu opinie, które mogą zostać zinterpretowane, jako teorie spiskowe. Daleko mi jednak do tego.
Po pierwsze społeczny kontekst terroryzmu nie służy jego usprawiedliwieniu. Pomaga zrozumieć przyczyny powstawania tego zjawiska w różnych rejonach świata, co może pozwolić na skuteczną walkę z nim. I jeśli się przeanalizuje ten społeczny kontekst osobno dla każdego ogniska terroryzmu, to dojdzie się do wniosku, że żadna interwencja zbrojna w takim miejscu nie przyniesie pożądanych efektów. Głównymi powodami przystępowania ludzi do organizacji terrorystycznych jest bieda, wykluczenie społeczne, frustracja młodych ludzi z powodu braku perspektyw i poszukiwanie przez nich sposobu na normalne życie. Proponuję poczytać na temat najnowszej historii Czeczenii (tzw. Republiki Iczkerii) i całego Kaukazu Północnego, gdzie zjawisko terroryzmu jest nadzwyczaj powszechne. I przy odrobinie wysiłku można się dowiedzieć, że radykalny, nawołujący do agresji Islam (błędnie nazywany Dżihadem) nigdy nie istniał na tych terenach. Do czasu interwencji rosyjskiej i wojen w latach 90. ubiegłego wieku. Konflikty te, będące przyczyną niesamowitych okrucieństw wobec narodu czeczeńskiego, całkowicie wyniszczyły ten obszar i ludzi tam mieszkających. Polecam poczytać książki Anny Politkowskiej. Większość z tych terrorystów-samobójców to po prostu ludzie, którzy nie mają nic do stracenia i nie potrafią już płakać. A ich jedynym i ostatnim celem w życiu jest pomszczenie zamordowanej rodziny. Oczywiście zemsta nie jest usprawiedliwieniem dla zabijania niewinnych ludzi, ale jest krótkim streszczeniem znaczenia wyrażenia „społeczny kontekst terroryzmu”.
Jeśli podejmuje się Pan porównania Ben Ladena do Hitlera i Stalina w kontekście wymierzenia sprawiedliwości, to proszę jeszcze raz poczytać o najnowszej historii świata. Ben Laden w rzeczy samej zasłużył na uczciwy proces. Mieli go wszyscy zbrodniarze wojenni III Rzeszy. I był to sukces naszej cywilizacji, że za tak niewiarygodne okrucieństwa nie odpłaciliśmy się tym samym. Bo żeby kogoś skazać, trzeba udowodnić mu popełnienie przestępstwa. Saddam Hussein  także miał proces. Potem został sprawiedliwie powieszony. Zaletą naszej cywilizacji jest to, że nie wyżynamy się tylko dlatego, że tak kazał jakiś prezydent (Tak! Chodzi mi o Busha). Decyzję skazania Ben Ladena na śmierć bez procesu sądowego uzasadnia Pan rozmowami z rodzinami ofiar zamachu z 11 września 2001 roku. Nie ma słów, żeby opisać ich tragedię. Ale w żaden sposób nie udowadnia to winy Ben Ladena. Jeśli porozmawia Pan z rodzinami irackimi i afgańskimi, których dzieci rozerwały amerykańskie bomby, albo którym urwało jedną lub dwie ręce, to dojdzie Pan do wniosku, że na karę śmierci zasługują wszyscy przywódcy państw uczestniczących w operacjach zbrojnych w Iraku i Afganistanie.
Tak się składa, że to właśnie wojna jest przyczyną biedy i problemów społecznych na terytorium, na którym się toczy i tym samym nadzwyczaj podatnym gruntem pod postawy radykalne i terroryzm. Interwencje zbrojne w Iraku i Afganistanie pogorszyły stan bezpieczeństwa w tych krajach. Saddam Hussein nie był godny żeby żyć, ale za jego czasów zjawisko terroryzmu w Iraku nie miało miejsca. W Afganistanie rządzonym przez Talibów – także nie. A sami Talibowie byli sojusznikami USA i doszli do władzy dzięki pomocy Amerykanów (którym dziękował za to sam Ben Laden, choć nigdy nie był Talibem). Stany Zjednoczone pomogły im, aby obalili afgańskich Mudżahedinów, którzy rządzili… także dzięki USA. Amerykanie wspierali ich w walce z sowietami. Z kolei głównym sponsorem światowego terroryzmu (m.in. na Kaukazie Północnym) jest Arabia Saudyjska, drugi po Izraelu sojusznik USA na Bliskim Wschodzie i jeden z największych (może i największy) inwestorów w Ameryce (Ben Laden także był Saudyjczykiem i gros terrorystów pochodzi właśnie z tego kraju). Nie będę się wdawał w głębsze rozważania na ten temat, bo sprawa jest zawiła i nie posiadam w tej kwestii aż tak ugruntowanej wiedzy.
Karygodne jest natomiast dopuszczanie przez Pana stosowania tortur „w uzasadnionych przypadkach”. Może i w 90% przypadków torturowani są terroryści. Ale co, gdy torturowane są osoby przypadkowo oskarżone o terroryzm? Takie sytuacje miały miejsce. Kto ocenia i decyduje, kogo należy torturować? Oficerowie CIA? Poza wszelką zewnętrzną kontrolą? A jeśli jutro stanie się Pan podejrzany o udział w grupie terrorystycznej (z powodu zwykłej pomyłki) i ktoś zacznie Pana torturować w imię racji stanu? I nie ma Pan racji, że te tortury być może zapobiegły powtórce zamachu z 11 września. Pomimo podjęcia tych wszystkich działań, miały miejsce zamachy w Madrycie, Londynie, Moskwie i niezliczone ataki w Iraku, Afganistanie i Pakistanie.
Wojny w Afganistanie i Iraku są tak samo haniebne, jak wojna w Wietnamie, a mimo to wciąż próbuje się nam wmówić, że Polska dobrze zrobiła przystępując do tych interwencji. A ich bilans jest zatrważający.
Prezydentem Afganistanu jest figurant o wątpliwych intencjach, którego syn jest uwikłany w zorganizowaną przestępczość. Hamid Karzaj jest kolegą George’a Busha Seniora, razem pracowali w firmie, która wiele zyskała na wojnie w tym kraju. Sytuacja w Afganistanie jest bardziej niestabilna niż przed interwencją ISAF. Prawa człowieka (w szczególności kobiet) są nadal łamane, bo mentalności ludzi nie zmienia się lufą karabinu.
W Iraku rządzi kolejny „kolega z pracy” rodziny Bushów, uwikłany w tę samą sieć powiązań biznesowych. Nuri Al Maliki był wielokrotnie oskarżany o prześladowania i tępienie opozycji. Dowodem na to było odkrycie przez żołnierzy któregoś z krajów zachodnich, więzień, gdzie byli przetrzymywani i torturowani Irakijczycy przez wojsko i policję iracką na polecenie premiera.
Można by długo o tym mówić, ale ważne jest jedno. Walcząc z terrorystami nie możemy się do nich upodabniać. Zdaje się, że Pan o tym zapomniał.

wtorek, 24 maja 2011

Amerykańska tarcza niezgody

Prawdopodobnie większość polskiej opinii publicznej przywykła do komunikatów medialnych nt. powstania w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej, czy amerykańskiej bazy lotniczej. Ja jednak wciąż zastanawiam się nad sensem takich przedsięwzięć i nie potrafię znaleźć dla nich logicznego uzasadnienia. Bo chociaż nie uważam Amerykanów za wrogów, czy zagrożenie dla Polski, to dziwi mnie, że stacjonowanie w naszym kraju wojsk obcego państwa jest przedstawiane przez polskich polityków, jako wielki sukces.
Oczywiste wydają się wszelkie ruchy wojsk NATO w naszym kraju, ponieważ jesteśmy członkiem tego sojuszu. Jednak wspomniane wyżej projekty nie zakładają obecności amerykańskich wojsk w Polsce w ramach działań Sojuszu Północnoatlantyckiego. Są to indywidualne akcje Amerykanów. W dodatku cele tych polsko-amerykańskich uzgodnień są całkowicie niejasne lub w ogóle nieznane.
Oficjalnym celem stworzenia tarczy antyrakietowej w Europie Wschodniej jest ochrona przed atakami ze strony tzw. państw niebezpiecznych, zagrażających światowemu pokojowi. Wśród nich najczęściej wymieniany jest Iran. Jest on tym bardziej demonizowany ze względu na podejrzenia o pracę nad pozyskaniem broni atomowej.  Tymczasem Iran nie dość, że nie posiada broni jądrowej (tak stwierdziła ONZ-owska Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej), to w dodatku nie posiada broni, która mogłaby w jakikolwiek sposób zagrozić USA, czy Europie. A od kilku miesięcy jest objęty całkowitym embargiem na dostawy broni. Iran, mimo ostrej retoryki prezydenta Ahmadineżada, prowadzi pokojową politykę zagraniczną. Ostatni raz uczestniczył w wojnie w latach 1980-88, w której był stroną broniącą się przed inwazją Iracką. Na świecie istnieją za to państwa, które posiadają broń atomową, a nie są uznawane przez USA za niebezpieczne. Jednym z nich jest Izrael, który nigdy nie pozwolił Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej na inspekcje swojej infrastruktury jądrowej. W dodatku odznacza się nadzwyczaj agresywną polityką wobec swoich sąsiadów. W ciągu ostatniego półwiecza toczył wojny z Egiptem, Jordanią, Palestyną, Syrią i Libanem. Kolejnymi państwami posiadającymi broń jądrową są Indie i Pakistan, które również nie należą do spokojnych ani stabilnych. Mimo to USA nie obawia się ataku z ich strony.
Te działania amerykańskie powodują zaniepokojenie ze strony Rosji, która postrzega je, jako skierowane przeciwko niej. Bo tylko Rosja (być może także i Chiny) jest krajem, który posiada arsenał militarny, przeciw któremu tarcza może być skierowana. Dlatego FR chce uczestniczyć w budowie tarczy, co de facto oznacza, że albo znajdziemy się pod militarnym panowaniem USA albo Rosji. Żadna z tych opcji mnie nie zadowala. Przypominają mi się za to słowa Bogdana Smolenia: „Z jednych rakiet mam się cieszyć, przeciw drugim protestować. A co za różnica, z której strony spadnie? Tak samo boli. Bomba jest bomba.” Bo tarcza antyrakietowa będzie chronić terytorium USA i nie będzie miała nic wspólnego z bezpieczeństwem Polski. Będzie tylko kolejną kością niezgody z Rosjanami. A to akurat jest nam zupełnie niepotrzebne. Budujmy mosty, a nie mury i zasieki.