W miarę jak
konflikt na Ukrainie przechodzi kolejne etapy i opinia publiczna jest już
całkowicie przekonana, że Rosja odgrywa w nim rolę mąciwody, nikt nie wspomina o
tym, jakie interesy może w ten sposób realizować. Przedstawia się prezydenta
Federacji Rosyjskiej, jako niezrównoważonego dyktatora, który niczym szalony
czarodziej, w ekstazie ogląda w swojej szklanej kuli mapę odrodzonego Związku
Radzieckiego. Wizja ta jest podpierana opinią kanclerz Niemiec oraz ciągłym
przypominaniem słów samego Putina o „największej katastrofie geopolitycznej”,
jaką miał być upadek ZSRR. Nie można się dziwić słowom prezydenta, gdyż na
pewno lepszym rozwiązaniem dla Rosji byłoby utworzenie federacji wraz ze
wszystkimi byłymi republikami radzieckimi, niż uzyskanie przez nie całkowitej
niepodległości. W dodatku niektóre z tych nowych państw weszły w skład sojuszy (wojskowego
– NATO i ekonomiczno-politycznego - UE), realizujących interesy sprzeczne wobec
polityki Kremla.
Obraz
szalonego dyktatora Putina jest bardzo daleki od rzeczywistości. Analizując
jego działania (w zasadzie przez cały okres rządów – zarówno, jako prezydenta,
jak i premiera), wyraźnie widać chłodną kalkulację i bezwzględny rozsądek w
działaniu. Przerażające są jednak środki, których używa do realizacji swoich
celów. Dzięki takim sposobom działania zachodnia prasa może przedstawiać
rosyjskiego prezydenta, jako opętanego, nieprzewidywalnego potwora, który pod
swoimi zakrwawionymi pazurami trzyma przycisk odpalający rakiety z głowicami
nuklearnymi. Jednak rzeczywistość jest znacznie mniej spektakularna i dużo
bardziej niepokojąca. Głównie ze względu na silną determinację i ogromną
skuteczność dotychczasowych działań Kremla.
Taka właśnie
bezwzględna polityka jest aktualnie prowadzona wobec Ukrainy. A celem jest
utworzenie bezpiecznego korytarza transportu kaspijskiej ropy i gazu do Europy.
Nie ma tu znaczenia rzekoma chęć odbudowania rosyjskiego imperium, ani tzw. korzyści
wizerunkowe ekipy rządzącej wewnątrz Rosji. Przeciwnie takie posunięcie mogło
mieć fatalne konsekwencje, głównie w relacjach z zagranicą. Jednak stawka jest
zbyt wysoka by przejmować się przejściowymi problemami w sferze PR. Na szali
wisi przyszłość Rosji.
Jak ważny jest
stały i stabilny dostęp do surowców energetycznych najlepiej widać podczas
wojny, gdy przemysł oraz działania wojskowe są uzależnione od regularnych
dostaw ropy i gazu. W czasach pokoju najważniejsze okazuje się nie samo
posiadanie zasobów surowców, ale możliwości ich eksportu. Istotny jest kształt
sieci dystrybucji, gdyż od tego zależy wysokość marży. W uproszczeniu:
najkorzystniej jest być monopolistą i sprzedawać swój produkt końcowym
odbiorcom bez pośredników. Jednak surowce, tak jak każdy produkt trzeba
przetransportować do odbiorcy i nie da się wtedy uniknąć choćby opłat za
przewóz albo ryzyka związanego z transportem przez „obce” terytorium. Chyba, że
kontrolujemy szlaki transportu. Dobrze wiedzą o tym Amerykanie i Brytyjczycy, a
ta świadomość objawia się w kontroli nad Kanałem Panamskim (interwencja zbrojna
USA w 1989r.), Kanałem Sueskim i cieśniną Bab el-Mandeb (interwencja W.
Brytanii w 1956r. po nacjonalizacji Kanału przez prezydenta Egiptu), cieśniną
Ormuz (pierwsza i druga wojna w Zatoce Perskiej, stała obecność amerykańskich
baz wojskowych na Bliskim Wschodzie – m.in. Irak, Kuwejt, Oman, Arabia
Saudyjska, Dżibuti) oraz w przyjaznych stosunkach USA i Izraela (do izraelskiego
portu w Hajfie prowadzi jedyny ropociąg z Zatoki Perskiej bezpośrednio do Morza
Śródziemnego). Ze szkoły pamiętamy, jak często mówiono o znaczeniu cieśnin
Bosfor i Dardanele (jedyny szlak morski prowadzący z Morza Czarnego do Morza
Śródziemnego). Rosja przez wieki prowadziła wojny z Turcją, aby móc kontrolować
ten morski szlak handlowy i nie płacić za przewóz towarów przez cieśniny.
Drugą ważną
kwestią umożliwiającą handel są różnego rodzaju umowy międzynarodowe. Wymienić
tu należy traktaty europejskie (Unia Europejska) oraz porozumienie NAFTA. Jako
alternatywę dla tych organizacji Rosja zainicjowała powstanie Układu o Budowie
Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej, która jednak okazała się mało skuteczna (z
wielu powodów, których nie mam sensu tu wymieniać). W atmosferze negocjacji USA
i Unii Europejskiej na temat zawarcia największej na świecie unii handlowej
(oraz amerykańskich planów zniesienia zakazu eksportu surowców energetycznych),
Moskwa podjęła zdecydowane kroki. W trybie ekspresowym stworzyła Unię Celną pod
własnym przewodnictwem. Wejście do tej organizacji Białorusi wydawało się
oczywiste (tworzy z Rosją m.in. Państwo Związkowe), jednak musiało zostać
wymuszone poprzez różnego rodzaju naciski ekonomiczne i polityczne. Po
zastosowaniu wszystkich dostępnych środków, Rosja osiągnęła swój cel. Trzecim
członkiem Unii został Kazachstan, istotny, jako producent surowców
energetycznych. W tym wypadku akcesja wydawała się przejść gładko i bez oporów.
W rzeczywistości Moskwa dość drastycznie przekonała Kazachstan, że jedyna droga
sprzedaży surowców do Europy prowadzi przez terytorium rosyjskie.
Dowiadując się
z mediów o wojnie Rosji z Gruzją z 2008 roku, po raz kolejny dostajemy
informacje o wrogości prezydentów Putina i Sakaaszwilego, jako impulsu do
wybuchu konfliktu. A jedynym trofeum Moskwy ze zwycięstwa miałyby być regiony
Abchazji i Osetii Południowej. W tych regionach nie ma nic, co przyniosłoby
Rosjanom jakiekolwiek wymierne korzyści. Kreml musi za to finansować ich
gospodarki i rozwiązywać tamtejsze problemy polityczne i społeczne. Wojna w
Gruzji była ostrzeżeniem i demonstracją determinacji rosyjskich władz.
Aktualnie surowce z Kazachstanu mogą być transportowane na zachód albo przez
terytorium Rosji (ropociągi CPC Tengiz-Noworosyjsk i Atyrau-Samara), albo przez
Azerbejdżan i Gruzję (do portu w Baku i dalej ropociągiem Baku-Tbilisi-Ceyhan
(BTC) oraz gazociągiem Baku-Tbilisi-Erzurum (BTE). Również Azerbejdżan może
dostarczać surowce do Europy jedynie dwiema trasami:
Baku-Machaczkała-Noworosyjsk lub BTC i BTE. Znamienna w tym wypadku jest m.in. niedawna
modernizacja (podwojenie przepustowości) tego pierwszego ropociągu i
zwiększenie przesyłu surowca z Baku do Rosji. Oprócz zysków ze sprzedaży ropy i
gazu do Europy Kazachstan ma w tym też inny interes – musi zapewnić dostawy
ropy do swojej rafinerii w Rumunii (właścicielem rafinerii jest Rompetrol,
spółka-córka KazMunaiGaz). Oznaką podporządkowania się Astany wobec strategii
Moskwy może być np. rezygnacja z budowy przez KazMunaiGaz z budowy rafinerii w
gruzińskim Batumi.
Mając na
uwadze istnienie dużych zasobów surowców w rejonie Morza Kaspijskiego
(Kazachstan, Azerbejdżan, Turkmenistan) oraz ograniczone możliwości ich
transportu na zachód, dochodzimy do konkluzji, że kluczowe staje się stworzenie
i kontrolowanie tras przesyłu. W tym celu Rosja stworzyła projekt budowy
gazociągu South Stream, który miałby zaopatrywać południe Europy w surowiec kaspijski.
Siostrzany projekt został już z sukcesem zrealizowany na północy Europy w
postaci gazociągu Nord Stream. Impuls do stworzenia South Stream dał projekt lobbowany
przez Unię Europejską – gazociąg Nabucco. Miałby on przesyłać gaz do Europy z
Turkmenistanu i/lub Kazachstanu do Azerbejdżanu (przez Morze Kaspijskie) i
dalej przez Gruzję i Turcję. W ten sposób omijałby on Rosję. Aktualnie Moskwa
może sprzedawać gaz tylko poprzez Białoruś lub Ukrainę. Projekt South Stream
zakłada budowę rurociągu przez „środek” Morza Czarnego z miejscowości
Beregovaya (niedaleko Noworosyjska) do Bułgarii i dalej na Bałkany i na
południe Europy (i nawet do Austrii). Omijałby w ten sposób Ukrainę, jednak
przebiegałby blisko Krymu. W dodatku gaz (zarówno z Rosji, jak i z Kazachstanu)
dociera do Morza Czarnego poprzez gazociągi Blue Stream i Soyuz, a zatem przez
wschodnie terytoria Ukrainy.
Rosja walczy
więc o możliwość stworzenia monopolu dostaw surowców energetycznych do Europy.
W przypadku budowy South Stream, europejski projekt Nabucco straci rację bytu.
Aby Moskwa mogła zrealizować swoje plany, musi przejąć kontrolę nad Morzem
Czarnym oraz wschodnią i południową Ukrainą. Chciała to zrealizować przez
akcesję Kijowa do Unii Celnej. W związku ze sprzeciwem ukraińskiego
społeczeństwa wobec takiego pomysłu, Kreml zdecydował się na rozwiązanie
siłowe. Wynikiem jest aneksja Krymu i akcje dywersyjne na południu i wschodzie
Ukrainy. Zamienny jest tutaj fakt, że w przypadku Abchazji i Osetii Południowej
Moskwa nie zdecydowała się na wcielenie ich do Federacji (mimo wielokrotnych próśb
władz abchaskich i południowoosetyjskich). Rosja po prostu nie ma w tym żadnego
interesu. Wkroczyła do Gruzji, aby dać sygnał w regionie, że to Kreml
kontroluje sytuację na terenie całego Kaukazu i żadne istotne decyzje nie mogą
być podejmowane bez udziału władz rosyjskich. Inwestorom europejskim (zaangażowanym
w projekt Nabucco) pokazała natomiast, że trasa przesyłu gazu przez Gruzję jest
bardzo ryzykownym projektem.
Prezydent
Putin realizuje zatem swoje plany bez względu na napotykane po drodze
przeszkody. Wie przy tym na ile może sobie pozwolić i działa bardzo
zdecydowanie. Jednocześnie świetnie realizuje „zasłonę dymną” w relacjach z
zachodem poprzez swojego wirtuoza dyplomacji Siergieja Ławrowa. Prowadzi
intensywny dialog ze społecznością międzynarodową, rzekomo w celu deeskalacji
sytuacji na Ukrainie, jednocześnie dyskredytując działania władz ukraińskich
oraz partnerów międzynarodowych. Tymczasem konsekwentnie realizuje swoją
strategię, pokazując, że nie boi się gróźb ze strony NATO. Podczas gdy Rosja
tworzy monopol w zakresie sprzedaży surowców do Europy, zachodni przywódcy boją
się nawet przyznać, że w całym tym konflikcie i przeciąganiu Ukrainy z zachodu
na wschód chodzi po prostu o pieniądze z handlu ropą i gazem. Ostatnio bardzo
nieśmiało przyznali to Amerykanie wpisując na swoją „czarną listę” (chodzi o
Rosjan i Ukraińców z zakazem kontaktów z obywatelami amerykańskimi) Igora
Sieczina. Jest on szefem koncernu Rosneft’ (największa rosyjska firma naftowa),
a do niedawna był też ministrem energetyki. Jest bardzo prawdopodobne, że był
mocno zaangażowany w operację na Ukrainie, a może nawet jej strategiem. Swoją
skuteczność udowodnił podczas likwidacji Jukosu. Rosnieft’ powstał właśnie z
przejęcia majątku i złóż należących do koncernu Michaiła Chodorkowskiego
(zresztą poprzez bardzo mgliste transakcje). Wygląda na to, że operacja na
Ukrainie jest tylko taktycznym posunięciem w wieloletniej strategii tworzenia
sieci produkcji i dystrybucji ropy i gazu, pod kontrolą rosyjskiej elity
władzy. I podczas gdy europejskie media i politycy zajmują się analizą możliwych
rozwiązań ukraińskiego konfliktu, Kreml działa według brytyjskiej dewizy „business
as usual”.