wtorek, 15 kwietnia 2014

Wiadomości z ostatniej chwili!

Wiadomości z ostatniej chwili podane przez agencję AP (Absurd Press):
  • Przywódca Korei Północnej, Kim Dzong Un złożył skargę do Międzynarodowego Trybunału Praw Człowieka na własne społeczeństwo. Jest zażenowany faktem, że ludzie wciąż zbyt dużo jedzą i w związku z tym w państwie szerzy się głód. W dodatku za mało płaczą na widok obrazu Kim Ir Sena, co ma bardzo negatywny wpływ na rozwój kraju.
  • Władze syryjskie donoszą do ONZ na swoich obywateli, że bezprawnie uchylają się przed strzałami wojsk rządowych. Mieli też czelność chować się w piwnicach podczas niedawnego ataku chemicznego. Przedstawiciel władz wyraził ubolewanie nad bezmyślnością i nieodpowiedzialnością własnych obywateli, którzy uniemożliwiają skuteczne realizowanie polityki rządu, mającej na celu szybkie zakończenie konfliktu.
  • Przywódcy islamskiej sekty Boko Haram wytykają rządowi Nigerii fatalną politykę w dziedzinie transportu publicznego. Ich zdaniem doprowadziło to do stosunkowo niskiego zainteresowania obywateli korzystaniem ze środków komunikacji publicznej. To z kolei spowodowało, że w wyniku przeprowadzonego ostatnio przez tę organizację zamachu na dworcu autobusowym zginęło jedynie 200 osób (pesymiści twierdzą nawet, że tylko ok. 70). Jednocześnie Boko Haram zaapelowało, aby państwo było lepiej przygotowane do następnego zamachu.
  • Watykan wyraził oburzenie wobec oskarżeń wysuwanych przez ofiary pedofilii księży katolickich. Domaga się ich potępienia przez międzynarodową opinię społeczną. Twierdzi, że są nieuprawnione, gdyż Watykan nie ma w swoich kodeksach definicji takiego przestępstwa. Jednocześnie przedstawiciele Stolicy Apostolskiej wykazują duży spokój, apelując do ofiar o powściągliwość w imię miłości bliźniego.
  • Przedstawiciele zbrojnych grup rebeliantów w Republice Środkowej Afryki żądają potępienia działań władz oraz pokojowych sił międzynarodowych, które bezprawnie próbują z nimi walczyć. Takie działania skutecznie uniemożliwiają zabijanie cywilów, którzy i tak są trudnym celem, ponieważ dość szybko emigrują do sąsiednich państw.
  • Władze rosyjskie zaapelowały do członków ONZ o potępienie rozpoczęcia przez rząd ukraiński akcji antyterrorystycznej skierowanej przeciwko rosyjskim dywersantom z oddziałów GRU. Moskwa uznała działania władz ukraińskich za niekonstytucyjne. Nie trzeba dodawać, że taka akcja jest ewidentnie wymierzona w konstytucyjną zgodę rosyjskiej Dumy dla prezydenta Rosji na użycie siły na terytorium Ukrainy. Społeczność międzynarodowa może mieć jedynie nadzieję, że Ukraina zacznie wreszcie postępować honorowo i pozwoli siłom rosyjskim w spokoju wyznaczyć nową granicę między obydwoma państwami.
Jedna z tych wiadomości jest prawdziwa...

Putin? Business as usual!

W miarę jak konflikt na Ukrainie przechodzi kolejne etapy i opinia publiczna jest już całkowicie przekonana, że Rosja odgrywa w nim rolę mąciwody, nikt nie wspomina o tym, jakie interesy może w ten sposób realizować. Przedstawia się prezydenta Federacji Rosyjskiej, jako niezrównoważonego dyktatora, który niczym szalony czarodziej, w ekstazie ogląda w swojej szklanej kuli mapę odrodzonego Związku Radzieckiego. Wizja ta jest podpierana opinią kanclerz Niemiec oraz ciągłym przypominaniem słów samego Putina o „największej katastrofie geopolitycznej”, jaką miał być upadek ZSRR. Nie można się dziwić słowom prezydenta, gdyż na pewno lepszym rozwiązaniem dla Rosji byłoby utworzenie federacji wraz ze wszystkimi byłymi republikami radzieckimi, niż uzyskanie przez nie całkowitej niepodległości. W dodatku niektóre z tych nowych państw weszły w skład sojuszy (wojskowego – NATO i ekonomiczno-politycznego - UE), realizujących interesy sprzeczne wobec polityki Kremla.
Obraz szalonego dyktatora Putina jest bardzo daleki od rzeczywistości. Analizując jego działania (w zasadzie przez cały okres rządów – zarówno, jako prezydenta, jak i premiera), wyraźnie widać chłodną kalkulację i bezwzględny rozsądek w działaniu. Przerażające są jednak środki, których używa do realizacji swoich celów. Dzięki takim sposobom działania zachodnia prasa może przedstawiać rosyjskiego prezydenta, jako opętanego, nieprzewidywalnego potwora, który pod swoimi zakrwawionymi pazurami trzyma przycisk odpalający rakiety z głowicami nuklearnymi. Jednak rzeczywistość jest znacznie mniej spektakularna i dużo bardziej niepokojąca. Głównie ze względu na silną determinację i ogromną skuteczność dotychczasowych działań Kremla.
Taka właśnie bezwzględna polityka jest aktualnie prowadzona wobec Ukrainy. A celem jest utworzenie bezpiecznego korytarza transportu kaspijskiej ropy i gazu do Europy. Nie ma tu znaczenia rzekoma chęć odbudowania rosyjskiego imperium, ani tzw. korzyści wizerunkowe ekipy rządzącej wewnątrz Rosji. Przeciwnie takie posunięcie mogło mieć fatalne konsekwencje, głównie w relacjach z zagranicą. Jednak stawka jest zbyt wysoka by przejmować się przejściowymi problemami w sferze PR. Na szali wisi przyszłość Rosji.
Jak ważny jest stały i stabilny dostęp do surowców energetycznych najlepiej widać podczas wojny, gdy przemysł oraz działania wojskowe są uzależnione od regularnych dostaw ropy i gazu. W czasach pokoju najważniejsze okazuje się nie samo posiadanie zasobów surowców, ale możliwości ich eksportu. Istotny jest kształt sieci dystrybucji, gdyż od tego zależy wysokość marży. W uproszczeniu: najkorzystniej jest być monopolistą i sprzedawać swój produkt końcowym odbiorcom bez pośredników. Jednak surowce, tak jak każdy produkt trzeba przetransportować do odbiorcy i nie da się wtedy uniknąć choćby opłat za przewóz albo ryzyka związanego z transportem przez „obce” terytorium. Chyba, że kontrolujemy szlaki transportu. Dobrze wiedzą o tym Amerykanie i Brytyjczycy, a ta świadomość objawia się w kontroli nad Kanałem Panamskim (interwencja zbrojna USA w 1989r.), Kanałem Sueskim i cieśniną Bab el-Mandeb (interwencja W. Brytanii w 1956r. po nacjonalizacji Kanału przez prezydenta Egiptu), cieśniną Ormuz (pierwsza i druga wojna w Zatoce Perskiej, stała obecność amerykańskich baz wojskowych na Bliskim Wschodzie – m.in. Irak, Kuwejt, Oman, Arabia Saudyjska, Dżibuti) oraz w przyjaznych stosunkach USA i Izraela (do izraelskiego portu w Hajfie prowadzi jedyny ropociąg z Zatoki Perskiej bezpośrednio do Morza Śródziemnego). Ze szkoły pamiętamy, jak często mówiono o znaczeniu cieśnin Bosfor i Dardanele (jedyny szlak morski prowadzący z Morza Czarnego do Morza Śródziemnego). Rosja przez wieki prowadziła wojny z Turcją, aby móc kontrolować ten morski szlak handlowy i nie płacić za przewóz towarów przez cieśniny.
Drugą ważną kwestią umożliwiającą handel są różnego rodzaju umowy międzynarodowe. Wymienić tu należy traktaty europejskie (Unia Europejska) oraz porozumienie NAFTA. Jako alternatywę dla tych organizacji Rosja zainicjowała powstanie Układu o Budowie Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej, która jednak okazała się mało skuteczna (z wielu powodów, których nie mam sensu tu wymieniać). W atmosferze negocjacji USA i Unii Europejskiej na temat zawarcia największej na świecie unii handlowej (oraz amerykańskich planów zniesienia zakazu eksportu surowców energetycznych), Moskwa podjęła zdecydowane kroki. W trybie ekspresowym stworzyła Unię Celną pod własnym przewodnictwem. Wejście do tej organizacji Białorusi wydawało się oczywiste (tworzy z Rosją m.in. Państwo Związkowe), jednak musiało zostać wymuszone poprzez różnego rodzaju naciski ekonomiczne i polityczne. Po zastosowaniu wszystkich dostępnych środków, Rosja osiągnęła swój cel. Trzecim członkiem Unii został Kazachstan, istotny, jako producent surowców energetycznych. W tym wypadku akcesja wydawała się przejść gładko i bez oporów. W rzeczywistości Moskwa dość drastycznie przekonała Kazachstan, że jedyna droga sprzedaży surowców do Europy prowadzi przez terytorium rosyjskie.
Dowiadując się z mediów o wojnie Rosji z Gruzją z 2008 roku, po raz kolejny dostajemy informacje o wrogości prezydentów Putina i Sakaaszwilego, jako impulsu do wybuchu konfliktu. A jedynym trofeum Moskwy ze zwycięstwa miałyby być regiony Abchazji i Osetii Południowej. W tych regionach nie ma nic, co przyniosłoby Rosjanom jakiekolwiek wymierne korzyści. Kreml musi za to finansować ich gospodarki i rozwiązywać tamtejsze problemy polityczne i społeczne. Wojna w Gruzji była ostrzeżeniem i demonstracją determinacji rosyjskich władz. Aktualnie surowce z Kazachstanu mogą być transportowane na zachód albo przez terytorium Rosji (ropociągi CPC Tengiz-Noworosyjsk i Atyrau-Samara), albo przez Azerbejdżan i Gruzję (do portu w Baku i dalej ropociągiem Baku-Tbilisi-Ceyhan (BTC) oraz gazociągiem Baku-Tbilisi-Erzurum (BTE). Również Azerbejdżan może dostarczać surowce do Europy jedynie dwiema trasami: Baku-Machaczkała-Noworosyjsk lub BTC i BTE. Znamienna w tym wypadku jest m.in. niedawna modernizacja (podwojenie przepustowości) tego pierwszego ropociągu i zwiększenie przesyłu surowca z Baku do Rosji. Oprócz zysków ze sprzedaży ropy i gazu do Europy Kazachstan ma w tym też inny interes – musi zapewnić dostawy ropy do swojej rafinerii w Rumunii (właścicielem rafinerii jest Rompetrol, spółka-córka KazMunaiGaz). Oznaką podporządkowania się Astany wobec strategii Moskwy może być np. rezygnacja z budowy przez KazMunaiGaz z budowy rafinerii w gruzińskim Batumi.
Mając na uwadze istnienie dużych zasobów surowców w rejonie Morza Kaspijskiego (Kazachstan, Azerbejdżan, Turkmenistan) oraz ograniczone możliwości ich transportu na zachód, dochodzimy do konkluzji, że kluczowe staje się stworzenie i kontrolowanie tras przesyłu. W tym celu Rosja stworzyła projekt budowy gazociągu South Stream, który miałby zaopatrywać południe Europy w surowiec kaspijski. Siostrzany projekt został już z sukcesem zrealizowany na północy Europy w postaci gazociągu Nord Stream. Impuls do stworzenia South Stream dał projekt lobbowany przez Unię Europejską – gazociąg Nabucco. Miałby on przesyłać gaz do Europy z Turkmenistanu i/lub Kazachstanu do Azerbejdżanu (przez Morze Kaspijskie) i dalej przez Gruzję i Turcję. W ten sposób omijałby on Rosję. Aktualnie Moskwa może sprzedawać gaz tylko poprzez Białoruś lub Ukrainę. Projekt South Stream zakłada budowę rurociągu przez „środek” Morza Czarnego z miejscowości Beregovaya (niedaleko Noworosyjska) do Bułgarii i dalej na Bałkany i na południe Europy (i nawet do Austrii). Omijałby w ten sposób Ukrainę, jednak przebiegałby blisko Krymu. W dodatku gaz (zarówno z Rosji, jak i z Kazachstanu) dociera do Morza Czarnego poprzez gazociągi Blue Stream i Soyuz, a zatem przez wschodnie terytoria Ukrainy.
Rosja walczy więc o możliwość stworzenia monopolu dostaw surowców energetycznych do Europy. W przypadku budowy South Stream, europejski projekt Nabucco straci rację bytu. Aby Moskwa mogła zrealizować swoje plany, musi przejąć kontrolę nad Morzem Czarnym oraz wschodnią i południową Ukrainą. Chciała to zrealizować przez akcesję Kijowa do Unii Celnej. W związku ze sprzeciwem ukraińskiego społeczeństwa wobec takiego pomysłu, Kreml zdecydował się na rozwiązanie siłowe. Wynikiem jest aneksja Krymu i akcje dywersyjne na południu i wschodzie Ukrainy. Zamienny jest tutaj fakt, że w przypadku Abchazji i Osetii Południowej Moskwa nie zdecydowała się na wcielenie ich do Federacji (mimo wielokrotnych próśb władz abchaskich i południowoosetyjskich). Rosja po prostu nie ma w tym żadnego interesu. Wkroczyła do Gruzji, aby dać sygnał w regionie, że to Kreml kontroluje sytuację na terenie całego Kaukazu i żadne istotne decyzje nie mogą być podejmowane bez udziału władz rosyjskich. Inwestorom europejskim (zaangażowanym w projekt Nabucco) pokazała natomiast, że trasa przesyłu gazu przez Gruzję jest bardzo ryzykownym projektem.

Prezydent Putin realizuje zatem swoje plany bez względu na napotykane po drodze przeszkody. Wie przy tym na ile może sobie pozwolić i działa bardzo zdecydowanie. Jednocześnie świetnie realizuje „zasłonę dymną” w relacjach z zachodem poprzez swojego wirtuoza dyplomacji Siergieja Ławrowa. Prowadzi intensywny dialog ze społecznością międzynarodową, rzekomo w celu deeskalacji sytuacji na Ukrainie, jednocześnie dyskredytując działania władz ukraińskich oraz partnerów międzynarodowych. Tymczasem konsekwentnie realizuje swoją strategię, pokazując, że nie boi się gróźb ze strony NATO. Podczas gdy Rosja tworzy monopol w zakresie sprzedaży surowców do Europy, zachodni przywódcy boją się nawet przyznać, że w całym tym konflikcie i przeciąganiu Ukrainy z zachodu na wschód chodzi po prostu o pieniądze z handlu ropą i gazem. Ostatnio bardzo nieśmiało przyznali to Amerykanie wpisując na swoją „czarną listę” (chodzi o Rosjan i Ukraińców z zakazem kontaktów z obywatelami amerykańskimi) Igora Sieczina. Jest on szefem koncernu Rosneft’ (największa rosyjska firma naftowa), a do niedawna był też ministrem energetyki. Jest bardzo prawdopodobne, że był mocno zaangażowany w operację na Ukrainie, a może nawet jej strategiem. Swoją skuteczność udowodnił podczas likwidacji Jukosu. Rosnieft’ powstał właśnie z przejęcia majątku i złóż należących do koncernu Michaiła Chodorkowskiego (zresztą poprzez bardzo mgliste transakcje). Wygląda na to, że operacja na Ukrainie jest tylko taktycznym posunięciem w wieloletniej strategii tworzenia sieci produkcji i dystrybucji ropy i gazu, pod kontrolą rosyjskiej elity władzy. I podczas gdy europejskie media i politycy zajmują się analizą możliwych rozwiązań ukraińskiego konfliktu, Kreml działa według brytyjskiej dewizy „business as usual”.