O tym się mówi…
Świat obiegło zdjęcie syryjskiej
dziewczynki, poddającej się na widok wymierzonego w nią aparatu
fotograficznego. Wraz z informacją pojawiły się, jak zwykle, spontaniczne
napady współczucia tzw. opinii publicznej.
Jak to już bywało w takich
sytuacjach, erupcja powszechnego żalu i rozgoryczenia szybko przygaśnie i
wrócimy do codziennych spraw, jak na przykład tragifarsa w odcinkach, o
roboczej nazwie – prezydencka kampania wyborcza. Reszta zachodniego świata
również zajmie się ciekawszymi tematami. Wrócimy m.in. do rozważań o
wprowadzeniu codziennych badań psychologicznych pilotów oraz analizy ich
sytuacji rodzinnej do trzech pokoleń wstecz. Wraz z ekspertką Joanną Racewicz
omówimy obowiązek montażu bezpiecznych drzwi harmonijkowych do kabiny pilotów
(tak, aby w przyszłości można było je z łatwością wyważyć), a także wyposażenie
pilotów w cewniki. W związku z tym, że od katastrofy minęło już trochę czasu,
pani Racewicz może ponowić pytanie do korespondentki TVP: „Co mówią rodziny
ofiar?” (pytanie autentyczne, podczas Wiadomości w TVP Info, w odpowiedzi
p. Racewicz usłyszała, że dziennikarzom nie pozwolono rozmawiać z
rodzinami ofiar). Nota bene jestem bardzo ciekawy jak brzmiałoby pytanie
korespondentki. Zapewne coś w rodzaju: „Panie X, w katastrofie zginęła pańska
córka. Co Pan na to?”
Mówi się, że poziom intelektualny
polityków jest odzwierciedleniem wybierającego ich społeczeństwa, a ja twierdzę,
że poziom debaty publicznej jest wprost proporcjonalny do intelektu dziennikarzy.
Próbkę możliwości mogliśmy zobaczyć w jednym z odcinków Familiady. Nawet Karol
Strassburger nie mógł ukryć konsternacji, chociaż po tylu latach, jako
prowadzący widział i słyszał już wiele.
Trzeba jednak oddać honor
nielicznym, inteligentnym, dociekliwym i autentycznie realizującym misję. Udaje
im się ujawniać afery i przekręty na najwyższych szczeblach władzy oraz
pokazywać absurdy polskiej rzeczywistości prawnej (jak np. historia
wszechwładnego komornika). Ale gdy przychodzi do analizy i opinii o
wydarzeniach spoza polskiego podwórka, to rola naszych dziennikarzy kończy się
na relacji pt. „Merkel potępiła…”, „Obama zaapelował o…”, „Putin powiedział,
że…”. Czyli dokładnie to, co potrafiłby każdy, kto zna choć jeden język obcy.
Szczególnie frustrujące są
relacje z rozmów pokojowych w Mińsku (Francja, Niemcy, Rosja, Ukraina i
separatyści-Noworosjanie) oraz negocjacji ws. programu nuklearnego Iranu (USA,
Rosja, Chiny, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Iran). Zwłaszcza w tej drugiej
kwestii, szczyt możliwości analitycznych dziennikarzy zawęża do ciągłego
powtarzania: „Zniesienie sankcji w zamian za ograniczenie programu nuklearnego
Iranu”. No i oczywiście: „Zamiast aktualnych 19 tys. wirówek (do wzbogacania
Uranu) Iran będzie miał tylko nieco ponad 6 tys.”. Przeciętnemu czytelnikowi
(ew. widzowi) nic to nie mówi (piszącemu to dziennikarzowi raczej też nie), ale
na pewno od razu czuje się bezpieczniej.
… a to się dzieje!
Jednak gdyby taki dziennikarz wykazał
się choć odrobiną inicjatywy w odnalezieniu dodatkowych informacji i spróbował
zestawić fakty, to mógłby szerzej naświetlić temat czytelnikom (tudzież widzom).
Dlaczego nie zastanowił się, co zmieniło się w ostatnim czasie, że Amerykanie
zgodzili się na kompromis, podczas gdy wcześniej odrzucali jakąkolwiek formę
irańskiego programu nuklearnego? A może ma to związek pasmem sukcesów rebelii Huti
w Jemenie, którą wspiera Iran? Zagraża to bezpośrednio Arabii Saudyjskiej,
która od kilku dni prowadzi intensywne naloty na pozycje rebeliantów (wraz
kilkoma państwami arabskimi), ale mimo to rebelia wciąż postępuje (kierunku
Arabii Saudyjskiej właśnie). Królestwo Saudów jest też zagrożone z północy prze
Państwo Islamskie. Ale może nie to jest najważniejsze, bo przecież Saudyjczycy
dysponują potężnym arsenałem amerykańskiego uzbrojenia (aktualnie są największymi
importerami broni na świecie). A może istotne jest utrzymywanie przez Saudyjczyków
wysokiego poziomu produkcji ropy naftowej, przez co cena utrzymuje się na
niskim poziomie (nie jest to oczywiście jedyny czynnik, ale na pewno znaczący –
II miejsce w światowej produkcji ropy)? Pozwala to Amerykanom „przycisnąć”
Rosjan, dla których zysk z eksportu ropy to lwia część dochodów państwa oraz
główne źródło waluty. Czyżby Saudyjczycy wywarli presję na USA? – „Trzymamy dla
was niskie ceny ropy i Rosjan w szachu, ale wy musicie rozwiązać teraz problem
Jemenu.” Czyli dogadać się z Iranem. To jednak chyba za mało dla USA, żeby przez
deal z Teheranem popaść w konflikt z Izraelem.
Zatem należy szukać innych
powiązań. Państwa, które prowadzą naloty na rebeliantów Huti wspólnie z
Saudyjczykami to m.in. Egipt (który ostatnio promuje projekt wspólnej arabskiej
armii), Zjednoczone Emiraty Arabskie, Kuwejt i Sudan. Są to kraje, które
eksportują ropę poprzez Zatokę Sueską i Kanał Sueski do Europy i USA. Jemen z
kolei leży właśnie na szlaku tego transportu. Co więcej, obszar kontrolowany
przez rebeliantów jest niebezpiecznie blisko cieśniny Bab-el-Mandeb, która jest
bramą do Zatoki Sueskiej dla transportu ropy z Zatoki Perskiej.
Można więc łatwo podzielić
koalicjantów operacji przeciwko rebeliantom Huti:
- Eksporterzy ropy przez Suez: Katar, Bahrajn, ZEA, Arabia Saudyjska, Kuwejt. W pewnym sensie Sudan, ale tu sprawa jest bardziej skomplikowana.
- Beneficjenci transportu przez Suez: Egipt, ZEA, Kuwejt, Arabia Saudyjska (wszystkie te kraje są w dodatku udziałowcami ropociągu SUMED, pompującego ogromne ilości ropy między Zatoką Sueską a Morzem Śródziemnym).
Wszyscy mają wyraźny interes w
tym, aby Iran przestał wspierać jemeńskich rebeliantów. A co ma do tego USA
(oraz inne kraje wspierające naloty na Huti i siedzące przy stole negocjacyjnym
w Lozannie)? Po pierwsze może szukać sojuszników do walki z Państwem Islamskim
w Iraku. Jak na razie Saudyjczycy nie palą się do walki, więc może postawili
Amerykanom warunek: spokój w Iraku w zamian za spokój w Jemenie. Drugim i
najważniejszym powodem jest struktura własnościowa zasobów ropy naftowej na
bliskim wschodzie. I tu pojawiają się znajome nam firmy, jak Shell (Holandia/Wlk.
Brytania), Total (Francja), Chevron (USA), BP (Wlk. Brytania), ExxonMobil
(USA), Texaco (USA), Haliburton (USA), Wintershall (Niemcy) i jeszcze wiele
innych. Z drugiej strony są Chiny i Rosja – „po stronie” Teheranu. Rosyjski
Gazprom (i pewnie też Rosnieft’) oraz chiński CNPC chcą dostać swój kawałek
tortu. Tym kawałkiem wydaje się być irańska ropa.
Podsumowując: 02.04.2015 nie
uzgodniono porozumienia, które sprawi, że świat będzie bezpieczniejszy, bo Iran
nie wyprodukuje bomby jądrowej. Była to umowa odnośnie podziału wpływów na
Bliskim Wschodzie, tj. podziału dochodów z ropy naftowej, panowie i panie
redaktorzy!
Ale to tylko pierwszy etap. Teraz
pora na Kaukaz. Później Azja Centralna, Malezja, a następnie Morze Wschodniochińskie.
No może kolejność będzie nieco inna.
Całe szczęście, że w sobotę znowu
Celebrity Splash – widzowie nie muszą włączać mózgów po całym tygodniu pracy, a
i komentujący dziennikarze nie będą musieli.