środa, 9 lutego 2011

Komentarz do listu Jarosława Kaczyńskiego

W liście Jarosława Kaczyńskiego „Sojusznicy i wartości” autor zaskakuje totalnym brakiem wiedzy i zorientowania w aktualnym układzie geopolitycznym świata. Wspomina wydarzenia z przeszłości, które nijak się mają do omawianego tematu, a nie rozumie podstawowych procesów gospodarczych i politycznych.
Po pierwsze prezes PiS uparcie forsuje ścisły sojusz Polski z USA mimo, że ostatnie lata pokazały, że taki sojusz nie jest potrzebny ani nam, ani im. Zwłaszcza po objęciu władzy przez Baracka Obamę. Od zakończenia II wojny światowej na świecie występuje polaryzacja, gdzie po jednej stronie stoi Rosja (wcześniej ZSRR), a po drugiej Stany Zjednoczone. I od 1945 roku aż do teraz interesy tych dwóch państw są ze sobą sprzeczne prawie pod każdym względem. Biorąc pod uwagę najnowszą historię Europy Środkowo-Wschodniej, nie dziwi fakt, że sympatie krajów tego obszaru kierują się raczej w stronę Ameryki. Trzeba jednak pamiętać, że od ok. 20 lat nie tylko Wschód, ale i cała Europa nie leży w głównym kręgu zainteresowań Amerykanów. Wystarczy prześledzić cele podróży najważniejszych polityków amerykańskich w ostatnich latach. To Bliski Wschód i Azja Centralna, czyli główne obszary rywalizacji między Rosją i USA. Powód jest prosty – potężne złoża surowców na terenach państw tych regionów. Wydaje się to jasne i logiczne. Tylko gdzie w tym wszystkim nasz interes? Mimo militarnego zaangażowania w ten konflikt poprzez udział w wojnie w Iraku i Afganistanie,nie uzyskujemy żadnych wymiernych korzyści. Bo gdy dochodzi do podziału „naftowego tortu”, nasze firmy nie mają szans z amerykańskimi, czy brytyjskimi. Korzyści z samego prowadzenia wojny uzyskują takie państwa, jak USA, WielkaBrytania, Francja i w pewnym sensie Niemcy, ponieważ znaczną część dochodów czerpią z handlu bronią. Nasz przemysł zbrojeniowy jest zbyt słabo rozwinięty aby nasza gospodarka na tym skorzystała.
Drugim ważnym aspektem jest to, że ten dosyć prosty kształt świata, w którym o wpływy rywalizują dwa wielkie mocarstwa zostaje zakłócony przez szybko rosnącą pozycję Chin. Bardzo wyraźnie to widać nawet po zachowaniu Amerykanów i Rosjan. Oba kraje czują się zagrożone rosnącą potęgą Chińskiej Republiki Ludowej. Wiedzą, że swoje dotychczasowe konflikty muszą odłożyć na bok. Stąd ten sławny reset we wzajemnych relacjach. Ostatnimi czasy doszło do zawarcia porozumień, które do niedawna wydawały się niemożliwe. Rosjanie zgodzili się na zaostrzenie sankcji wobec Iranu, doszło do kompromisu w sprawie rozbrojenia nuklearnego. Rosja zaproponowała Stanom pomoc logistyczną w wojnie w Afganistanie. Chwilowo uspokoiła się sytuacja na Bliskim Wschodzie. Tymczasem logika Jarosława Kaczyńskiego w sprawie zawierania strategicznych sojuszy polega na robieniu groźnych min w kierunku Rosji, wiedząc, że za naszymi plecami stoi Ameryka, która roztacza nad nami parasol ochronny (albo tarczę antyrakietową). Jednak aktualnie te dwa mocarstwa siadają ze sobą przy jednym stole i zastanawiają się jak powstrzymać rosnącą potęgę Chin.
Bardziej niż Stany Zjednoczone, całą tą sytuacją zaniepokojona jest Rosja, ponieważ powiększanie się chińskiej strefy wpływów odbywa się jej kosztem. Wydaje się nawet, że Rosjanie całkowicie „odpuścili” już Azję Centralną, bo nie są wstanie konkurować gospodarczo z potężnymi Chinami, które zainwestowały dziesiątki miliardów dolarów w przedsięwzięcia w tym regionie. Tego typu działania uniezależniają takie kraje jak Kazachstan i Uzbekistan od Federacji Rosyjskiej, co podkopuje jej pozycję w całej Azji Centralnej. Poparcie nowych (a tak naprawdę starych) władz w Kirgistanie po obaleniu coraz bardziej samodzielnego Bakijewa było próbą odzyskania wpływów w regionie.
Dlatego nie powinna dziwić tak nieprzejednana postawa Rosji na Kaukazie i w Europie Wschodniej. Ludzie na Kremlu zdają sobie sprawę, że wschód już jest stracony i trzeba „ratować” zachód. Efektem są ostre konflikty gazowe i gospodarcze z Białorusią, Ukrainą, Mołdawią oraz wojna z Gruzją. A także utworzenie nowej osobnej jednostki administracyjnej, obejmującej Kaukaz Północny. Pan Kaczyński chyba nie rozumie, że Kaukaz jest punktem newralgicznym Rosji. To jest ich zaplecze surowcowe oraz drogi przesyłu gazu i ropy. Dlatego próby politycznej ingerencji na tym obszarze są nieodpowiedzialne. A aspekty moralne poruszane przez prezesa, czyli szerzenie wartości demokratycznych w porozumieniu z takimi ludźmi jak Sakaszwili to totalne nieporozumienie. Rządy prezydenta Gruzji nie mają nic wspólnego z zachodnimi wartościami ani poszanowaniem praw człowieka.
I chociaż popieram wsparcie dla ruchów wolnościowych i demokratycznych w państwach byłego ZSRR (np. pomarańczowej rewolucji na Ukrainie), to mam zastrzeżenia do sposobów, jakie proponuje Kaczyński. Pomoc dla protestujących przeciwko cenzurze, łamaniu praw człowieka na Ukrainie czy Białorusi – jak najbardziej. Poparcie dla interwencji zbrojnej Gruzinów w zbuntowanych prowincjach – nigdy! Jeśli chcemy wesprzeć procesy demokratyzacji na terenach byłego WNP to jedyną drogą jest poprawa relacji ze społeczeństwami z tego obszaru. Bo tylko w ten sposób możemy przekazać im i przekonać ich do tzw. zachodnich standardów i wartości. W tym celu powinniśmy się skupić nie na „odkłamywaniu historii”, tylko na kwestiach naszej wspólnej przyszłości. Zajmijmy się takimi sprawami jak liberalizacja polityki wizowej UE z Ukrainą, Mołdawią, Białorusią. Polepszy to nasze wzajemne relacje, jak i sytuację ekonomiczną obywateli tych państw. A to z pewnością zbliży ich do integracji europejskiej. Zintensyfikujmy działania w ramach Partnerstwa Wschodniego.
Pan prezes udaje, że jest ogromnie przejęty sytuacją w krajach byłego ZSRR, a nigdy nie zrobił jeszcze nic, żeby tę sytuację w jakiś sposób poprawić. Potrafi natomiast gadać dużo i bez sensu. Tego typu listy niech odczytuje z ambony u ojca Rydzyka, a politykę zagraniczną zostawi dyplomatom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz