środa, 9 lutego 2011

Łużkow walczy o demokrację

Kreml kontynuuje proces centralizacji władzy. Po odwołaniu wpływowych gubernatorów Tatarstanu i Baszkirii oraz ustanowienia nowej jednostki administracyjnej, obejmującej Kaukaz Północny (w celu ograniczenia władzy prezydenta Czeczenii Kadyrowa), przyszedł czas na mera Moskwy Jurija Łużkowa. Jest on jednym z niewielu ludzi z czasów Jelcyna, który wciąż pozostawał przy władzy.
Działanie to nie powinno zaskakiwać, gdyż świetnie wpisuje się w dotychczasową politykę wewnętrzną Putina (którą ostatnio prowadzi rękami Miedwiedieva). Ciekawa jest jednak reakcja Łużkowa. Ogłosił powstanie nowego ruchu, który będzie walczył o demokrację i naprawę państwa. Brzmi to troche, jak desperackie okrzyki Bieriezowskiego o tyrańskich rządach Putina. I Łużkow i Bieriezowski dorobili się wielkich fortun i wpływów za rządów Jelcyna i teraz są wściekli na rosyjskiego premiera, że ten chce ich tego pozbawić. Pomijając skandaliczny charakter poczynań tego ostatniego, dosyć groteskowa jest reakcja Łużkowa. Człowiek, który także za rządów Putina dorobił się wielkiej fortuny (bardzo wątpliwe, że legalnie), był autorem wielu radykalnych i rasistowskich wypowiedzi (głównie na temat Czeczenów) i sprawował autorytarne rządy w Moskwie, korzystając z poparcia Kremla, teraz podnosi sztandar demokracji. Myślę, że lepszą decyzją byłoby pójść w ślady Bieriezowskiego (być może wkrótce tak się stanie) i poprosić o azyl gdzieś w Unii Europejskiej.
W świetle historii rozprawiania się Putina (i jego mafii z FSB) z przeciwnikami, zadziwia ogromna pewność siebie (już byłego) mera Moskwy. On sam twierdzi, że jest człowiekiem uczciwym, a sprawę Chodorkowskiego kwituje stwierdzeniem, że „każdy potrzebuje swojego Chodorkowskiego”. Niestety w Rosji było już wielu „Chodorkowskich” i może ich być więcej, gdyż ludzie FSB mają wilczy apetyt na władzę i udowodnili wielokrotnie, że nie cofną się przed niczym, gdy ktoś staje im na drodze.
Putin sprawnie rozgrywa tę partię i wydaje się, że toruje sobie drogę przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w 2012 roku. Można by pomyśleć, że nie powinien obawiać się o zwycięstwo. Jednak nawet on zdaje sobie sprawę, że Rosja jest krajem dziwnym i nieprzewidywalnym i wszystko jest możliwe. Obserwując ostatnie wydarzenia przypuszczam, że jako następna poleci głowa Łukaszenki. Nie będzie to tak proste jak w przypadku Łużkowa, Szajmijewa czy Rachimowa, jednak gdy już Kreml znajdzie „godnego” następcę Aleksandra Grigoriewicza, stanie się to całkiem realne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz